O wiele więcej czasu na odpoczynek potrzebowałam niż się
spodziewałam. Muszę jednak przyznać, że to był chyba najbardziej intensywny
długi weekend w moim życiu. W środę, 29 maja, po pracy, udałam się do No to hop
na pierwszy wieczór burleskowy w tym miejscu. Napiszę o nim w jednej z
kolejnych notek. Zabawa trwała długo w noc i nie ważne, że bladym świtem trzeba
będzie zerwać się, zapakować milion potrzebnych rzeczy i udać na organizowany
przez siebie event (o tym będzie za chwilkę).
Trzeciego dnia tego maratonu, w
piątek, wraz z najlepszymi asystentkami na świecie, poprowadziłam warsztaty
fryzur retro. Był to mój debiut w tej roli, zasługuje więc na osobną notkę,
która pojawi się niebawem. Pomimo wykończenia, po warsztatach musieliśmy jeszcze
długo siedzieć, z ekipą FangMe, żeby doszlifować szczegóły mojego wyglądu na
dzień następny. Znów pobudka o świcie, przygotowania, a wszystko po to, by
wyglądać odpowiednio na sesji zdjęciowej, organizowanych w ramach PRFu, w
Nieborowie, w klimacie balu maskowego. Sporo zdjęć z tej sesji już jest, pokaże
je niedługo. Niedziela miała być dniem odpoczynku, ale organizm się zbuntował i
obudził mnie już po 5 godzinach snu. Nie mam pojęcia co się działo przez cały
dzień, pewna jestem jednak, że w poniedziałek rano wsiadłam w busa żeby
przejechać pół Polski. Należę do osób mobilnych, wystarczającym więc powodem
była dobra wystawa w muzeum, która kilka dni później miała się zakończyć, no i
kawa z dawno niewidzianym przyjacielem.
Teraz jednak znów staję na nogi i nadrabiam zaległości, a więc
– Pin up your style.
Jak część z was wie, była to już druga edycja imprezy z
sukienkami w stylu lat 50., którą organizowałam. Pierwsza była dużo mniejsza,
odbyła się u mnie w domu, a ja nawet jeszcze nie prowadziłam bloga. Pomysł
jednak się spodobał, a ja uznałam, że warto go rozwijać. Druga edycja więc,
choć pierwsza oficjalna, odbyła się już poza domem, w zaprzyjaźnionym studiu
Dobry Pilates na warszawskim Mokotowie. Mieliśmy dość przestrzeni by ustawić
wieszaki z ubraniami, pokoje, w których można było wszystko wygodnie
poprzymierzać, duże lustra i kuchnię pełną pyszności.
foto: Pin-up Project na zdjęciu: przygotowania |
W tym miejscu ogromne podziękowania ślę wszystkim, którzy
pomagali mi przy organizacji, rozpakowywaniu i pakowaniu, tym, którzy chcieli
pokazać swoje cuda i oczywiście uczestnikom. Uczestnikom, nie uczestniczkom, bo
ku mojej nieskrywanej radości, pojawili się też panowie (oraz kilkoro bardzo
nieletnich J
).
Z Brit Style przyjechało około 50 różnych modeli sukienek,
spódnic, bluzek, płaszczy i piżam. Nota bene, te ostatnie, ku mojemu ogromnemu
zdziwieniu, nie wzbudzały dużego zainteresowania. Chętnie dowiem się czemu,
szczególnie, że ja, jak tylko je zobaczyłam w paczce, to od razu poszłam
mierzyć!
foto: Miasto Alternatywne za zdjęciu: Bell z Bellicosa Art and Design w sukience Brit Style |
Były pasy do pończoch, spódnice z baskinką i turbany z GretaVintage Store. Muszę powiedzieć, że w baskinkach po prostu się zakochałam
(jedna już wisi w mojej szafie!). Nigdy, w żadnej spódnicy, mój tyłek nie
wyglądał tak ponętnie! A turbany! Kiedy Ola z Miasta Alternatywnego zaczęła je
mierzyć, oniemiałyśmy!
foto: Pin-up Project na zdjęciu: ja w spódnicy z Greta Vintage Store, przyglądają się jej Ewelina, Red Juliett i Nina Holy |
foto: Miasto Alternatywne za zdjęciu: Ola z Miasta Alternatywnego w turbanie z Greta Vintage Store |
Kasię, która szyje gorsety
jako Vermilion Corsets, poznałam całkiem niedawno. Obejrzałam jej dzieła, porozmawiałam, podotykałam,
pomierzyłam i wiedziałam, że musi być z nami. To był strzał w dziesiątkę, Kasia
ciągle z Wami rozmawiała, pokazywała materiały, fiszbiny, doradzała i wiązała
gorsety, aż do odrętwienia palców.
foto: Pin-up Project na zdjęciu: Milena w gorsecie Vermilion Corsets |
Piękną biżuterię, tworzoną głównie metodą decupage, pokazała
nam panna a. Kolczyki, zawieszki, broszki i wszelkie inne dobra, zdobione retro
zdjęciami, pin upowymi rysunkami, scenami z filmów i posągowymi gwiazdami
Hollywoodu, przyciągały wzrok. Nie sposób się było zdecydować na tylko jeden
zakup. Ja ostatecznie wyszłam z pięknymi kolczykami i klipsami.
foto: Miasto Alternatywne na zdjęciu: panna a. |
Masha Szyje jest piekielnie zdolna. Rzeźbi, maluje, a u nas
była oczywiście z szytymi przez siebie ubraniami. Jej sukienki, spódnice i halki
wzbudząły ogromne zainteresowanie. Nic dziwnego, każdy projekt jest
niepowtarzalny, wykonany z pięknych i unikatowych materiałów, a większość
rzeczy szyta na konkretne zamówienie i na wymiar. Jako wisienkę na torcie dodam
informacje, że ceny ma bardzo przystępne.
foto: Miasto Alternatywne na zdjęciu: Edie Maciejewska w sukience Masha Szyje |
Ostatnia oficjalna część to wymienialnia. Ustawiony był
specjalny wieszak, na którym wisiały ubrania, buty czy dodatki uczestniczek.
Można się było wymienić, albo niedrogo odkupić piękne rzeczy. Jedna z moich
sukienek znalazła nową właścicielkę i muszę przyznać, że leży jak ulał. W tym
tygodniu dowiedziałam się, że owa nowa właścicielka śpiewająco obroniła w niej
dyplom. Gratuluję!
foto: Miasto Alternatywne na zdjęciu: Pati z FangMe w sukience Lady Carotta, która wisiała na wieszaku z rzeczami do wymiany/sprzedaży |
foto: Pin-up Project na zdjęciu: Ewelina z Pin-up Project w niegdyś mojej sukience |
Koniec części wystawienniczej oczywiście nie oznacza, że nic
więcej się nie działo! Grzesiek z Pin-up Project robił zdjęcia, za co należą mu
się ogromne podziękowania. Autorką pozostałych fotografii, które tu widzicie
jest Asia z Miasta Alternatywnego (ukłon). Nina Holy, która jak zwykle
wyglądała olśniewająco, dołączyła do nas popołudniu. Doradzała w wyborze
fasonów i rozmiarów, pokazywała jak nosić pasy do pończoch, uczyła zakładać
turbany, a przede wszystkim tryskała pozytywnym nastawieniem.
foto: Miasto Alternatywne na zdjęciu od lewej: Asia i Ola z Miasta Alternatywnego, Nina Holy i ja |
Być może miała na to wpływ absolutnie przepyszna kawa, która
parzyła dla nas Paulina. Przytargała na własnych plecach tonę sprzętu; młynki,
dripy, cudowne mieszanki kawy i co chwile serwowała nam coś innego.
foto: Pin-up Project na zdjęciu: Paulina - najlepsza baristka świata w sukience Brit Style |
Nie samą kawą jednak człowiek żyje, można więc było
spróbować smakołyków przyniesionych przez uczestniczki. Przepyszne cynamonowe
bułeczki, tort bezowy, sałatki i wszelkie inne dobro skutecznie zabezpieczyło
nas przed głodem.
Na koniec zostawiłam sobie najważniejsze, czyli Was.
Ogromnie się cieszę, że byliście, mam wrażenie, że podobało się Wam niemal tak samo
bardzo jak mnie. Cudowna atmosfera zaangażowania przemieszanego z chaosem
(przez pierwsze dwie godziny pojawiło się chyba ze 40 osób!), rozmowy o
stylach, szukanie idealnych krojów, odkrywanie nowości. Patrzyłam na was, a
serce rosło. Dziękuję!
foto: Miasto Alternatywne na zdjęciu od lewej: ja, Masza Szyje i Lilly diVine |
Pomysł na jesienną edycję już powoli mi się rysuje w głowie. Już z kilkoma osobami został skonsultowany i zaaprobowany więc szykujcie się!
W takim chwilach żałuję, że nie mieszkam w Warszawie! Ale na szczęście należę do tych osób, które lubią kupować przez Internet, więc chociaż tyle :)
OdpowiedzUsuńWybierz się kiedyś do nas na żywo, okazja do poznania fajnych ludzi jest co najmniej tak samo ważnym powodem do robienia takich eventów, jak okazja do przymierzania ciuchów. :)
Usuń