Uwielbiam minione lata. 40. i 50. w modzie są bliskie mojemu sercu, wielbię je, kultywuję i cenię niebywale. Lata 60. krzyczą energią, kształtem i kolorem, ale są nie dla mnie. Mam w szafie kilka dosłownie ich przejawów, stosuję jako dodatki do stylizacji, ale z pewnością nigdy nie będzie ich wiele więcej. Zupełnie inaczej jest kiedy chodzi o wzornictwo przemysłowe, wystrój wnętrz, czy szerzej - sztukę użytkową. Tutaj lata 60. są moim absolutnym faworytem. To, jak rewolucja kulturalna wpłynęła na wnętrza zapiera mi dech i rozszerza źrenice.
O tym, skąd ostatnio nagły wybuch miłości do tej tematyki napiszę osobno. Póki co tylko zajawka.