Od jakiegoś czasu przyglądałam się
zespołowi Bardotka Trio z zaciekawieniem. Są to trzy śpiewające dziewczyny, rozkochane w klimatach swingu, muzyki folkowej i jazzu z domieszką bossanovy, rock&rolla, country, klasyki ... Generalnie śpiewają to, czego lubią słuchać, łączą, mixują i tworzą nowe retro.
foto: Jan Nyka |
Kilka tygodni temu, planowałam nawet
wybrać się na koncert, ale niestety, coś mi wypadło i nie
dotarłam. Przesłuchałam jednak w internecie co się dało i
obejrzałam bardzo fajne reklamy mrożonej kawy, w których zagrały.
Widać, że dziewczyny doskonale czują klimat pin upu. :)
Kiedy usłyszałam, że zbliża się
kolejny koncert w Warszawie, uznałam, że pora się wybrać, a
dziewczyny poznać. Koncert odbędzie się w najbliższy piątek, 12
lipca o godz. 21.00 w DZIKu. Więcej dowiecie się z wydarzenia.
Przeczytajcie naszą rozmowę.
Witajcie. Obserwuję Was od jakiegoś
czasu, ale dotąd nie miałyśmy okazji się poznać. Kim jesteście?
Marta Zubilewicz: Jesteśmy jakimś bardzo dziwnym zjawiskiem
Jest między nami tajemnicza więź i energia, której same jeszcze
nie rozszyfrowałyśmy. Nazywamy się Bardotka Trio. Jesteśmy
przyjaciółkami, tak jakby siostrami, razem śpiewamy, podróżujemy,
jemy i żyjemy. A połączyła nas w dużej mierze tęsknota za czymś
czego same nie potrafimy nazwać - ale też nie chcemy nazywać. Na
pewno w tej tęsknocie jest coś z wyidealizowanego świata, smaku
dawnej estetyki, sposobu życia. Nie podpisujemy jednak tego jednym
hasłem czy określeniem. Nie chcemy ograniczać się do jednego
stylu, nie chcemy zaszufladkowania. To chyba ta wspomniana forma
naszego szaleństwa napędza nas do działania i czerpania z muzyki
oraz z życia tego o czym zawsze marzyłyśmy.
Jak to się
stało, że zaczęłyście śpiewać razem? Kiedy to było?
Marta
Podobas: Jesteśmy Bardotkami od półtora roku, jednak śpiewamy
razem o wiele dłużej. Poznałyśmy się z zespole gospel
Sound'n'Grace, gdzie najbliższy nam był jazz i soul. Historię
tworzenia naszego trio można opowiadać jednak jako dobrą anegdotę.
Zaczęło się w grudniu 2010 roku, kiedy to po odbyciu jednej próby,
zaśpiewałyśmy razem utwór "Jingle Bells" na koncercie
świątecznym. Potem na długi czas zapomniałyśmy zupełnie o
śpiewaniu w trio. Po kolejnym roku ubierania naszych muzycznych
marzeń w realne formy zorganizowałyśmy próbę, na której
śpiewałyśmy utwory The Puppini Sisters. Byłyśmy bardzo
zadowolone z jej efektów, jednak mimo to zapadła kolejna długa
cisza, która trwała aż do marca 2012 roku. Wtedy już zupełnie na
serio podjęłyśmy temat założenia zespołu, kombinowałyśmy co
będziemy dokładnie śpiewać, jak śpiewać, kto będzie z nami
grał, jednak brakowało nam impulsu do wykonania pierwszego
samodzielnego kroku. Wtedy pojawiła się nasza managerka, która
przy "kawce i ciasteczku" 17.04.2012 roku, zaproponowała
nam współpracę. Od tej pory tworzymy zespół.
foto: Magda Socha-Włodarska |
A panowie z
zespołu? Kim oni są i skąd się wzięli?
Agnieszka
Choromańska: Od początku kwestię bandu traktujemy bardzo poważnie.
Nie są to sesyjni muzycy zbierani jednorazowo na potrzeby koncertów
czy imprez. Nasi Panowie są wyłonieni spośród grona innych pod
względem poczucia estetyki muzyki, jaką tworzymy. Są bardzo zdolni
i twórczy, a poza tym bardzo ich wszystkich lubimy. Nasz pianista
Grzegorz Karaś to przyjaciel od lat. Jest z nami od początku, pisze
muzykę, aranżuje numery i rozpisuje z nami nasze wokalne partie.
Zawsze możemy na Niego liczyć, mimo iż ma na głowie dużo innych
projektów. Piotr Rubik, gitarzysta, jest prekursorem naszego nowego
brzmienia, które będzie można usłyszeć na naszej debiutanckiej
płycie. Zainspirował nas do tworzenia własnych melodii wokalnych i
przede wszystkim do pisania własnych teksów. Styl Piotrka nie ma
sobie równych. Z basistą Marcinem Pendowskim pracujemy od niedawna,
ale znamy się długo. Jest naszym wesołym duszkiem z anegdotą na
zawołanie. Świetny muzyk i ma nieoceniony zmysł organizowania
pracy bandu na próbach i, co ważniejsze, na koncertach. Perkusista
to Tomasz Waldowski, młody zdolny muzyk, niebawem ojciec. Jest
wszechstronny, gra w kilku innych niebanalnych składach (muzyka
klezmerska, folk). Mamy do Niego pełne zaufanie, właściwie nie
ingerujemy w pomysły Harrego co do interpretacji utworu w sekcji
perkusji. Nasi muzycy to skarb, co tu dużo mówić.
Doskonale
czujecie się w klimatach retro, jaką muzykę lubicie, czym się
inspirujecie?
Marta Zubilewicz: Inspirujemy się tym czego już
nie ma. Zarówno wspomnianą wcześniej tęsknotą za szykiem i
szaleństwem ale także własnymi odczuciami i wariacjami na ten
temat. W modzie i naszych outfitach koncertowych czerpiemy głównie
z lat 50-tych. Był to okres niesamowitej kobiecości, którą bardzo
chcemy eksponować w naszym współczesnym świecie. Ale nie obce nam
też elementy stylu lat '20 czy '40. W muzyce inspirujemy się
kulturą przedwojennej Warszawy, harmonią amerykańskich kobiecych
zespołów z lat 40-tych, zwariowanym światem Pana Tarantino,
ambitną liryką jaka występowała w dawnych czasach. Bardzo nam
zależy żeby to co robimy było prawdziwe, żeby pokazywało nasz
stosunek do świata. Chcemy być naturalne, silne i oryginalne.
Jak
to się stało, że dostałyście w prezencie piosenkę The Puppini
Sisters? A wasza współpraca z Bartem&Bakerem, znakomitymi
francuskimi producentami i DJ-ami, uwielbianymi choćby przez Ditę
Von Teese?
Marta Podobas: Współpraca z Bartem&Bakerem
była dla nas niesamowitą przygodą. Zaczęło się od pomysłu
naszej Magdy (Magda Socha-Włodarska - menager - przyp. redakcji),
żeby wysłać jeden z naszych autorskich numerów do wspomnianych
DJ-ów w celu zrobienia z niego remixu. Załączyłyśmy przy okazji
nasze wykonania różnych utworów, aby lepiej się zaprezentować.
Pomysł, jak to bardotkowy, był całkiem szalony, więc oczywiście
żadna z nas nie spodziewała się odpowiedzi. Odpowiedź jednak
nadeszła, co więcej z propozycją współpracy w międzynarodowym
projekcie z utworem "Nie googluj mnie". Poziom naszego
zaskoczenia rozciągał się, jak stąd do samego Paryża i
rozciągnął się jeszcze bardziej, kiedy okazało się, że utwór
stworzyła Marcella Puppini z The Puppini Sisters i to właśnie nas
wskazała jako wykonawczynie jego polskiej wersji. A dodać należy,
że polska wersja utworu w ogóle nie była wcześniej planowana,
jedynie francuska i niemiecka. Nagranie polskiej wersji było dla nas
ogromną przyjemnością, tak jak usłyszenie jej na antenie radia
PIN. "Nie googluj mnie" było wyśmienitą zabawą, w
trakcie której poznałyśmy wspaniałych ludzi i wyciągnęłyśmy
wnioski do pracy nad własnym autorskim materiałem.
A teraz
szykujecie debiutancką płytę! Jak idą prace nad nią i kiedy
możemy się jej spodziewać?
Agnieszka Choromańska: Same nie
możemy do końca uwierzyć, że to się dzieje tak szybko. Jeszcze
niedawno uczyłyśmy się partii, teraz kończymy nagrywać ostatni
utwór na płytę. Trafiłyśmy na niezwykłego realizatora dźwięku,
jakim jest Robert Amirian. On czuje nasze różnorodne dusze i - co
więcej - dostrzega w którym punkcie się spotykają. Jest niezwykle
cierpliwy i potrafi nami wspaniale pokierować. Praca nad płytą
jest ciężka ale jest też, paradoksalnie, niebywałą
przyjemnością. Zawsze przed nagraniami spotykamy się we trzy,
analizujemy to co chcemy nagrać, następnie nagrywamy kolejno
wokale. Zazwyczaj zaczyna Marta (Podobas - przyp. redakcji), gdyż
jest wysokim sopranem i często jej głos jest wiodący. Kolejno
nagrywa Zuba (Marta Zubilewicz - przyp. redakcji) – mezzosopran i
na końcu ja – alt. Nie zawsze jednak jest tak kolorowo, czasem
okazuje się, że tylko jedna z nas ma w danym dniu tzw. flow i
reszta jest niepocieszona, że musimy nieraz odpuścić, bo albo
pojawia się chrypka w głosie, która burzy porządek, albo
zmęczenie bierze górę. Takich momentów jest jednak bardzo mało.
Kiedy jesteśmy już w studio, zaparzamy kawę, Robert ma uśmiech od
ucha do ucha, a my jesteśmy szczęśliwe, że udało nam się dojść
do tego etapu w naszej twórczości, zaczynają powstawać naprawdę
dobre numery. Po całym dniu nagrań nocujemy u którejś z nas.
Godzinami rozmawiamy o tym, co udało nam się stworzyć, a co czeka
na dalszą realizację. Czyli mówiąc potocznie maglujemy wszystko
od początku i wcale nam się to nie nudzi.
foto: Magda Socha-Włodarska |
Nie mogę się
doczekać. Piosenki z niej śpiewacie teraz na koncertach?
Marta
Zubilewicz: Do tej pory śpiewałyśmy na koncertach przeważnie
covery. Chciałybyśmy żeby świat usłyszał nasze autorskie utwory
w odpowiednim czasie. Im bardziej dopracowujemy to co razem z
chłopakami z bandu tworzymy tym częściej pokazujemy to na
koncertach. 12 lipca w warszawskim
DZikU-u, prawie wszystkie (bo kilka z nich - dla nas wyjątkowych -
trzymamy na zbliżający się koncert urodzinowy) nasze kompozycje
ujrzą światło dzienne. Od jesieni planujemy urodzinową trasę
koncertową. Rozpocznie się ona dużym koncertem w Warszawie a
następnie pojawimy się także w kilku ważnych dla nas miejscach w
całej Polsce.
No właśnie, a jak wyglądał będzie wasz
piątkowy koncert w DZiK-u? Na co się nastawić?
Agnieszka
Choromańska: Piątkowy koncert to będzie po prostu dobra
muzyczno-taneczna impreza. Nieco inna od tych współczesnych, bo
wyglądem i rodzajem muzyki odpływamy w inne czasy. Poprosiliśmy
naszych gości, żeby wystylizowali się na wybrany przez siebie styl
retro, zmienili coś na jeden wieczór. Może tym razem uda się, że
nie będziemy wyróżniać się z tłumu, to mogłoby być ciekawe
doświadczenie, zejść po koncercie ze sceny i dalej bawić się w
starym stylu z pełną salą dam w zmysłowych sukniach i pięknych
toczkach oraz panów pod krawatem lub muszką. Nie jest to jednak
ubiór obowiązujący. Zagramy kilka coverów w nowych aranżacjach i
oczywiście utwory naszego autorstwa, których dotąd jeszcze nie
wykonywałyśmy. Liczymy na świetną zabawę.
No to
przygotowuję wyjściową sukienkę i toczek. Do zobaczenia na
miejscu! Dziękuję za rozmowę.
Zachęciłaś mnie do przesłuchania ich utworów :) Niestety do Warszawy mam za daleko...ale ten zespół zapowiada się naprawdę ciekawie, życzę miłej zabawy!
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie. Na jesieni Bardotki wydają płytę, wtedy też pewnie więcej będzie koncertów poza Warszawą, obserwuj! Dziewczyny mają niesamowitą energię. :)
Usuń