środa, 10 lipca 2013

Bardotka Trio

Od jakiegoś czasu przyglądałam się zespołowi Bardotka Trio z zaciekawieniem. Są to trzy śpiewające dziewczyny, rozkochane w klimatach swingu, muzyki folkowej i jazzu z domieszką bossanovy, rock&rolla, country, klasyki ... Generalnie śpiewają to, czego lubią słuchać, łączą, mixują i tworzą nowe retro. 

foto: Jan Nyka

Kilka tygodni temu, planowałam nawet wybrać się na koncert, ale niestety, coś mi wypadło i nie dotarłam. Przesłuchałam jednak w internecie co się dało i obejrzałam bardzo fajne reklamy mrożonej kawy, w których zagrały. Widać, że dziewczyny doskonale czują klimat pin upu. :)



Kiedy usłyszałam, że zbliża się kolejny koncert w Warszawie, uznałam, że pora się wybrać, a dziewczyny poznać. Koncert odbędzie się w najbliższy piątek, 12 lipca o godz. 21.00 w DZIKu. Więcej dowiecie się z wydarzenia.


Przeczytajcie naszą rozmowę.


Witajcie. Obserwuję Was od jakiegoś czasu, ale dotąd nie miałyśmy okazji się poznać. Kim jesteście? 

Marta Zubilewicz: Jesteśmy jakimś bardzo dziwnym zjawiskiem Jest między nami tajemnicza więź i energia, której same jeszcze nie rozszyfrowałyśmy. Nazywamy się Bardotka Trio. Jesteśmy przyjaciółkami, tak jakby siostrami, razem śpiewamy, podróżujemy, jemy i żyjemy. A połączyła nas w dużej mierze tęsknota za czymś czego same nie potrafimy nazwać - ale też nie chcemy nazywać. Na pewno w tej tęsknocie jest coś z wyidealizowanego świata, smaku dawnej estetyki, sposobu życia. Nie podpisujemy jednak tego jednym hasłem czy określeniem. Nie chcemy ograniczać się do jednego stylu, nie chcemy zaszufladkowania. To chyba ta wspomniana forma naszego szaleństwa napędza nas do działania i czerpania z muzyki oraz z życia tego o czym zawsze marzyłyśmy. 

Jak to się stało, że zaczęłyście śpiewać razem? Kiedy to było?

Marta Podobas: Jesteśmy Bardotkami od półtora roku, jednak śpiewamy razem o wiele dłużej. Poznałyśmy się z zespole gospel Sound'n'Grace, gdzie najbliższy nam był jazz i soul. Historię tworzenia naszego trio można opowiadać jednak jako dobrą anegdotę. Zaczęło się w grudniu 2010 roku, kiedy to po odbyciu jednej próby, zaśpiewałyśmy razem utwór "Jingle Bells" na koncercie świątecznym. Potem na długi czas zapomniałyśmy zupełnie o śpiewaniu w trio. Po kolejnym roku ubierania naszych muzycznych marzeń w realne formy zorganizowałyśmy próbę, na której śpiewałyśmy utwory The Puppini Sisters. Byłyśmy bardzo zadowolone z jej efektów, jednak mimo to zapadła kolejna długa cisza, która trwała aż do marca 2012 roku. Wtedy już zupełnie na serio podjęłyśmy temat założenia zespołu, kombinowałyśmy co będziemy dokładnie śpiewać, jak śpiewać, kto będzie z nami grał, jednak brakowało nam impulsu do wykonania pierwszego samodzielnego kroku. Wtedy pojawiła się nasza managerka, która przy "kawce i ciasteczku" 17.04.2012 roku, zaproponowała nam współpracę. Od tej pory tworzymy zespół. 

foto: Magda Socha-Włodarska

A panowie z zespołu? Kim oni są i skąd się wzięli?

Agnieszka Choromańska: Od początku kwestię bandu traktujemy bardzo poważnie. Nie są to sesyjni muzycy zbierani jednorazowo na potrzeby koncertów czy imprez. Nasi Panowie są wyłonieni spośród grona innych pod względem poczucia estetyki muzyki, jaką tworzymy. Są bardzo zdolni i twórczy, a poza tym bardzo ich wszystkich lubimy. Nasz pianista Grzegorz Karaś to przyjaciel od lat. Jest z nami od początku, pisze muzykę, aranżuje numery i rozpisuje z nami nasze wokalne partie. Zawsze możemy na Niego liczyć, mimo iż ma na głowie dużo innych projektów. Piotr Rubik, gitarzysta, jest prekursorem naszego nowego brzmienia, które będzie można usłyszeć na naszej debiutanckiej płycie. Zainspirował nas do tworzenia własnych melodii wokalnych i przede wszystkim do pisania własnych teksów. Styl Piotrka nie ma sobie równych. Z basistą Marcinem Pendowskim pracujemy od niedawna, ale znamy się długo. Jest naszym wesołym duszkiem z anegdotą na zawołanie. Świetny muzyk i ma nieoceniony zmysł organizowania pracy bandu na próbach i, co ważniejsze, na koncertach. Perkusista to Tomasz Waldowski, młody zdolny muzyk, niebawem ojciec. Jest wszechstronny, gra w kilku innych niebanalnych składach (muzyka klezmerska, folk). Mamy do Niego pełne zaufanie, właściwie nie ingerujemy w pomysły Harrego co do interpretacji utworu w sekcji perkusji. Nasi muzycy to skarb, co tu dużo mówić. 

Doskonale czujecie się w klimatach retro, jaką muzykę lubicie, czym się inspirujecie?

Marta Zubilewicz: Inspirujemy się tym czego już nie ma. Zarówno wspomnianą wcześniej tęsknotą za szykiem i szaleństwem ale także własnymi odczuciami i wariacjami na ten temat. W modzie i naszych outfitach koncertowych czerpiemy głównie z lat 50-tych. Był to okres niesamowitej kobiecości, którą bardzo chcemy eksponować w naszym współczesnym świecie. Ale nie obce nam też elementy stylu lat '20 czy '40. W muzyce inspirujemy się kulturą przedwojennej Warszawy, harmonią amerykańskich kobiecych zespołów z lat 40-tych, zwariowanym światem Pana Tarantino, ambitną liryką jaka występowała w dawnych czasach. Bardzo nam zależy żeby to co robimy było prawdziwe, żeby pokazywało nasz stosunek do świata. Chcemy być naturalne, silne i oryginalne. 

Jak to się stało, że dostałyście w prezencie piosenkę The Puppini Sisters? A wasza współpraca z Bartem&Bakerem, znakomitymi francuskimi producentami i DJ-ami, uwielbianymi choćby przez Ditę Von Teese?

Marta Podobas: Współpraca z Bartem&Bakerem była dla nas niesamowitą przygodą. Zaczęło się od pomysłu naszej Magdy (Magda Socha-Włodarska - menager - przyp. redakcji), żeby wysłać jeden z naszych autorskich numerów do wspomnianych DJ-ów w celu zrobienia z niego remixu. Załączyłyśmy przy okazji nasze wykonania różnych utworów, aby lepiej się zaprezentować. Pomysł, jak to bardotkowy, był całkiem szalony, więc oczywiście żadna z nas nie spodziewała się odpowiedzi. Odpowiedź jednak nadeszła, co więcej z propozycją współpracy w międzynarodowym projekcie z utworem "Nie googluj mnie". Poziom naszego zaskoczenia rozciągał się, jak stąd do samego Paryża i rozciągnął się jeszcze bardziej, kiedy okazało się, że utwór stworzyła Marcella Puppini z The Puppini Sisters i to właśnie nas wskazała jako wykonawczynie jego polskiej wersji. A dodać należy, że polska wersja utworu w ogóle nie była wcześniej planowana, jedynie francuska i niemiecka. Nagranie polskiej wersji było dla nas ogromną przyjemnością, tak jak usłyszenie jej na antenie radia PIN. "Nie googluj mnie" było wyśmienitą zabawą, w trakcie której poznałyśmy wspaniałych ludzi i wyciągnęłyśmy wnioski do pracy nad własnym autorskim materiałem. 

A teraz szykujecie debiutancką płytę! Jak idą prace nad nią i kiedy możemy się jej spodziewać?

Agnieszka Choromańska: Same nie możemy do końca uwierzyć, że to się dzieje tak szybko. Jeszcze niedawno uczyłyśmy się partii, teraz kończymy nagrywać ostatni utwór na płytę. Trafiłyśmy na niezwykłego realizatora dźwięku, jakim jest Robert Amirian. On czuje nasze różnorodne dusze i - co więcej - dostrzega w którym punkcie się spotykają. Jest niezwykle cierpliwy i potrafi nami wspaniale pokierować. Praca nad płytą jest ciężka ale jest też, paradoksalnie, niebywałą przyjemnością. Zawsze przed nagraniami spotykamy się we trzy, analizujemy to co chcemy nagrać, następnie nagrywamy kolejno wokale. Zazwyczaj zaczyna Marta (Podobas - przyp. redakcji), gdyż jest wysokim sopranem i często jej głos jest wiodący. Kolejno nagrywa Zuba (Marta Zubilewicz - przyp. redakcji) – mezzosopran i na końcu ja – alt. Nie zawsze jednak jest tak kolorowo, czasem okazuje się, że tylko jedna z nas ma w danym dniu tzw. flow i reszta jest niepocieszona, że musimy nieraz odpuścić, bo albo pojawia się chrypka w głosie, która burzy porządek, albo zmęczenie bierze górę. Takich momentów jest jednak bardzo mało. Kiedy jesteśmy już w studio, zaparzamy kawę, Robert ma uśmiech od ucha do ucha, a my jesteśmy szczęśliwe, że udało nam się dojść do tego etapu w naszej twórczości, zaczynają powstawać naprawdę dobre numery. Po całym dniu nagrań nocujemy u którejś z nas. Godzinami rozmawiamy o tym, co udało nam się stworzyć, a co czeka na dalszą realizację. Czyli mówiąc potocznie maglujemy wszystko od początku i wcale nam się to nie nudzi. 

foto: Magda Socha-Włodarska

Nie mogę się doczekać. Piosenki z niej śpiewacie teraz na koncertach? 

Marta Zubilewicz: Do tej pory śpiewałyśmy na koncertach przeważnie covery. Chciałybyśmy żeby świat usłyszał nasze autorskie utwory w odpowiednim czasie. Im bardziej dopracowujemy to co razem z chłopakami z bandu tworzymy tym częściej pokazujemy to na koncertach. 12 lipca w warszawskim DZikU-u, prawie wszystkie (bo kilka z nich - dla nas wyjątkowych - trzymamy na zbliżający się koncert urodzinowy) nasze kompozycje ujrzą światło dzienne. Od jesieni planujemy urodzinową trasę koncertową. Rozpocznie się ona dużym koncertem w Warszawie a następnie pojawimy się także w kilku ważnych dla nas miejscach w całej Polsce. 

No właśnie, a jak wyglądał będzie wasz piątkowy koncert w DZiK-u? Na co się nastawić? 

Agnieszka Choromańska: Piątkowy koncert to będzie po prostu dobra muzyczno-taneczna impreza. Nieco inna od tych współczesnych, bo wyglądem i rodzajem muzyki odpływamy w inne czasy. Poprosiliśmy naszych gości, żeby wystylizowali się na wybrany przez siebie styl retro, zmienili coś na jeden wieczór. Może tym razem uda się, że nie będziemy wyróżniać się z tłumu, to mogłoby być ciekawe doświadczenie, zejść po koncercie ze sceny i dalej bawić się w starym stylu z pełną salą dam w zmysłowych sukniach i pięknych toczkach oraz panów pod krawatem lub muszką. Nie jest to jednak ubiór obowiązujący. Zagramy kilka coverów w nowych aranżacjach i oczywiście utwory naszego autorstwa, których dotąd jeszcze nie wykonywałyśmy. Liczymy na świetną zabawę. 

No to przygotowuję wyjściową sukienkę i toczek. Do zobaczenia na miejscu! Dziękuję za rozmowę.  

2 komentarze:

  1. Zachęciłaś mnie do przesłuchania ich utworów :) Niestety do Warszawy mam za daleko...ale ten zespół zapowiada się naprawdę ciekawie, życzę miłej zabawy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie. Na jesieni Bardotki wydają płytę, wtedy też pewnie więcej będzie koncertów poza Warszawą, obserwuj! Dziewczyny mają niesamowitą energię. :)

      Usuń