W mojej domowej filmotece miałam dotąd
tylko jeden film z Marilyn Monroe – Pół żartem, pół serio
(co nie znaczy, że innych filmów nie widziałam). Doprawdy, sama
nie wiem jak to się stało. Natknąwszy się jednak kilka dni temu
na Przystanek autobusowy w dobrej cenie postanowiłam zacząć
naprawiać ten błąd.
Przystanek autobusowy to
opowieść o Bo Deckerze (Don Murray), nieokrzesanym kowboju, który
po raz pierwszy wyjeżdża z rodzinnego rancza. W towarzystwie
Virgila, wiernego przyjaciela i opiekuna, jedzie do odległego miasta
by wystartować w rodeo. Chłopak jest wielki, silny i nastawiony na
wygraną, na której z pewnością skupiłby się w pełni, gdyby nie
pewna rozmowa... Choć nigdy nie spotykał się z dziewczynami,
słyszy od przyjaciela, że powinien o tym pomyśleć (ma 21 lat więc
rzeczywiście, najwyższa pora). Młodzieniec naiwny oczywiście
zakłada, że nie będzie to zwykła, miła dziewczyna. Będzie to
anioł.
Przystanek jest perfekcyjnym
połączeniem filmu kowbojskiego i komedii sytuacyjnej. Mamy więc
piękne sceny krępowania cielaka i jazdy na byku oraz kontrasty:
bohatera, który jest równie naiwny co arogancki, bohaterkę, która
marzy o Hollywood, ale śpiewa w podrzędnym barze i historię, która
pokazuje, że choć siła przydaje się na rodeo, to jednak z
kobietami trzeba postępować nieco inaczej.
Marilyn nikomu specjalnie przedstawiać
nie trzeba, ale po obejrzeniu Przystanku zaczęłam
zastanawiać się nad jej fenomenem. Kiedyś przeczytałam, że jej
ogromna popularność wynikała z potrzeby odnalezienie przeciwwagi
dla wizerunku femme fatale, takiej np. Rity Hayworth, która
będąc wulkanem namiętności i tajemniczości przytłaczała
bezradnych mężczyzn. Według tej opinii (Teodora Toeplitza mam
wrażenie) wizerunek głupiutkiej blondynki miał przełamywać
nieśmiałość męskiej publiczności i pozwalać by poczuli się
mądrzejsi. Coś w tym musi być, nadal przecież krążą dowcipy o
blondynkach, a my, kobiety, nie od dziś wiemy, że kiedy trzeba coś
załatwić z potencjalnie bezmyślnym mężczyzną (wiem, wiem, to
seksizm, ale myślę, że wszyscy mamy do niego zdrowy dystans,
prawda?), najlepiej udawać słodziaka, który nie radzi sobie z
niczym.
Z drugiej strony Monroe z pewnością
nie była płaską blondynką – idiotką. Jej biografii ukazało
się wiele. Wiemy, że miała trudne dzieciństwo, tułała się po
sierocińcach i rodzinach zastępczych, była wykorzystywana
seksualnie. Kiedy miała 18 lat zaproponowano jej pierwsze sesje
zdjęciowe, wtedy też przefarbowała się (naturalnie była
brunetką) na blond, a jakiś czas później trafiła do wytwórni
20th Century Fox. Po kilku latach grania epizodycznych
rólek otrzymała pierwszy większy angaż, zagrała w Asfaltowej
dżungli (1950), a już trzy lata później w jednym z
najważniejszych swoich filmów Mężczyźni wolą blondynki.
To wtedy zaśpiewała Diamonds Are a Girl Best Friend,
piosenkę, która wiele tygodni pozostawała w czołówce list
przebojów. Później był Słomiany wdowiec
(to z tego filmu pochodzi słynny kadr z podwianą sukienką),
Książę i aktoreczka,
Pół żartem, pół serio,
nominacje do nagrody BAFTA, Złoty Glob, sława na cały świat.
Aktorka
z jednej strony znana była z ciągłego zapominania tekstu i
wpadania w histerię, z drugiej, uczęszczała do szkoły aktorskiej
by szkolić swój warsztat, Joshua Logan, reżyser Przystanku,
obwołał ją "jednym z największych talentów wszech czasów i
najbardziej uzdolnioną współczesną aktorką filmową -
sympatyczną, dowcipną, niezwykle inteligentną i całkowicie
pochłoniętą pracą", a krytycy rozpisywali się, że w tym
filmie „raz na zawsze rozwiała obawy całego narodu, że ma
jedynie fascynującą powierzchowność".
Marilyn jest ikoną,
kwintesencją lat 50. Inspirowała i z pewnością jeszcze przez
dekady inspirować będzie kobiety. Ja wypatrzyłam dziś przede
wszystkim jej cudowną, satynową, ołówkową spódnicę, z guzikami
na całej długości. Niedawno znalazłam w sieci podobną krojem,
choć ta ma guziki kontrastowe, a linia cięcia jest po łuku.
Ciekawa jestem
bardzo, co się stało z jej pięknym, zielonym kostiumem. Znalazłam
informację, że 3 grudnia 2011 wystawiony został na aukcję i
oszacowano, że osiągnie cenę około 200 tys. funtów, ale nie
wiem co było dalej. Może coś słyszeliście?
Ah, Marilyn;) co tu więcej mówić... ;)
OdpowiedzUsuńdlaczego Marylin jest właściwie uważana za "ikonę kobiecości"?
OdpowiedzUsuńMogę co najwyżej napisać dlaczego wg mnie jest ikoną. Weszła do Hollywood będąc zupełnie inną niż pozostałe ówczesne gwiazdy, była świetną aktorką (vide "Pół żartem pół serio" chociażby) stworzyła kanon, który dotąd podoba się światu, doskonale znała swoje ciało i umiała wykorzystać wszystkie swoje atuty. No i miała trochę szczęścia. :)
UsuńPrzyznaję, że "Przystanku" nie widziałam, nadrobię to niedopatrzenie przy najbliższej okazji.
OdpowiedzUsuńKoniecznie! Chociaż muszę przyznać, że aktorsko nie jest to jej najlepszy film. Ani z pewnością najmądrzejszy. A śpiewać nauczyła się później o wiele lepiej. A i tak warto. :)
UsuńTeż muszę nadrobić. Ostatnio obejrzałam kilka razy "My Week With Marylin" i powtórzyłam sobie "The Prince and the Showgirl". :)
Usuń