czwartek, 20 czerwca 2013

Po Pin up your style

O wiele więcej czasu na odpoczynek potrzebowałam niż się spodziewałam. Muszę jednak przyznać, że to był chyba najbardziej intensywny długi weekend w moim życiu. W środę, 29 maja, po pracy, udałam się do No to hop na pierwszy wieczór burleskowy w tym miejscu. Napiszę o nim w jednej z kolejnych notek. Zabawa trwała długo w noc i nie ważne, że bladym świtem trzeba będzie zerwać się, zapakować milion potrzebnych rzeczy i udać na organizowany przez siebie event (o tym będzie za chwilkę). 

Trzeciego dnia tego maratonu, w piątek, wraz z najlepszymi asystentkami na świecie, poprowadziłam warsztaty fryzur retro. Był to mój debiut w tej roli, zasługuje więc na osobną notkę, która pojawi się niebawem. Pomimo wykończenia, po warsztatach musieliśmy jeszcze długo siedzieć, z ekipą FangMe, żeby doszlifować szczegóły mojego wyglądu na dzień następny. Znów pobudka o świcie, przygotowania, a wszystko po to, by wyglądać odpowiednio na sesji zdjęciowej, organizowanych w ramach PRFu, w Nieborowie, w klimacie balu maskowego. Sporo zdjęć z tej sesji już jest, pokaże je niedługo. Niedziela miała być dniem odpoczynku, ale organizm się zbuntował i obudził mnie już po 5 godzinach snu. Nie mam pojęcia co się działo przez cały dzień, pewna jestem jednak, że w poniedziałek rano wsiadłam w busa żeby przejechać pół Polski. Należę do osób mobilnych, wystarczającym więc powodem była dobra wystawa w muzeum, która kilka dni później miała się zakończyć, no i kawa z dawno niewidzianym przyjacielem.


Teraz jednak znów staję na nogi i nadrabiam zaległości, a więc – Pin up your style.


Jak część z was wie, była to już druga edycja imprezy z sukienkami w stylu lat 50., którą organizowałam. Pierwsza była dużo mniejsza, odbyła się u mnie w domu, a ja nawet jeszcze nie prowadziłam bloga. Pomysł jednak się spodobał, a ja uznałam, że warto go rozwijać. Druga edycja więc, choć pierwsza oficjalna, odbyła się już poza domem, w zaprzyjaźnionym studiu Dobry Pilates na warszawskim Mokotowie. Mieliśmy dość przestrzeni by ustawić wieszaki z ubraniami, pokoje, w których można było wszystko wygodnie poprzymierzać, duże lustra i kuchnię pełną pyszności.

foto: Pin-up Project
na zdjęciu: przygotowania

W tym miejscu ogromne podziękowania ślę wszystkim, którzy pomagali mi przy organizacji, rozpakowywaniu i pakowaniu, tym, którzy chcieli pokazać swoje cuda i oczywiście uczestnikom. Uczestnikom, nie uczestniczkom, bo ku mojej nieskrywanej radości, pojawili się też panowie (oraz kilkoro bardzo nieletnich J ).

Z Brit Style przyjechało około 50 różnych modeli sukienek, spódnic, bluzek, płaszczy i piżam. Nota bene, te ostatnie, ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, nie wzbudzały dużego zainteresowania. Chętnie dowiem się czemu, szczególnie, że ja, jak tylko je zobaczyłam w paczce, to od razu poszłam mierzyć!

foto: Miasto Alternatywne
za zdjęciu: Bell z Bellicosa Art and Design w sukience Brit Style

Były pasy do pończoch, spódnice z baskinką i turbany z GretaVintage Store. Muszę powiedzieć, że w baskinkach po prostu się zakochałam (jedna już wisi w mojej szafie!). Nigdy, w żadnej spódnicy, mój tyłek nie wyglądał tak ponętnie! A turbany! Kiedy Ola z Miasta Alternatywnego zaczęła je mierzyć, oniemiałyśmy!

foto: Pin-up Project
na zdjęciu: ja w spódnicy z Greta Vintage Store, przyglądają się jej Ewelina, Red Juliett i Nina Holy

foto: Miasto Alternatywne
za zdjęciu: Ola z Miasta Alternatywnego w turbanie z Greta Vintage Store

Kasię, która szyje gorsety jako Vermilion Corsets, poznałam całkiem niedawno. Obejrzałam jej dzieła, porozmawiałam, podotykałam, pomierzyłam i wiedziałam, że musi być z nami. To był strzał w dziesiątkę, Kasia ciągle z Wami rozmawiała, pokazywała materiały, fiszbiny, doradzała i wiązała gorsety, aż do odrętwienia palców.

foto: Pin-up Project
na zdjęciu: Milena w gorsecie Vermilion Corsets

Piękną biżuterię, tworzoną głównie metodą decupage, pokazała nam panna a. Kolczyki, zawieszki, broszki i wszelkie inne dobra, zdobione retro zdjęciami, pin upowymi rysunkami, scenami z filmów i posągowymi gwiazdami Hollywoodu, przyciągały wzrok. Nie sposób się było zdecydować na tylko jeden zakup. Ja ostatecznie wyszłam z pięknymi kolczykami i klipsami.

foto: Miasto Alternatywne
na zdjęciu: panna a.

Masha Szyje jest piekielnie zdolna. Rzeźbi, maluje, a u nas była oczywiście z szytymi przez siebie ubraniami. Jej sukienki, spódnice i halki wzbudząły ogromne zainteresowanie. Nic dziwnego, każdy projekt jest niepowtarzalny, wykonany z pięknych i unikatowych materiałów, a większość rzeczy szyta na konkretne zamówienie i na wymiar. Jako wisienkę na torcie dodam informacje, że ceny ma bardzo przystępne.

foto: Miasto Alternatywne
na zdjęciu: Edie Maciejewska w sukience Masha Szyje

Ostatnia oficjalna część to wymienialnia. Ustawiony był specjalny wieszak, na którym wisiały ubrania, buty czy dodatki uczestniczek. Można się było wymienić, albo niedrogo odkupić piękne rzeczy. Jedna z moich sukienek znalazła nową właścicielkę i muszę przyznać, że leży jak ulał. W tym tygodniu dowiedziałam się, że owa nowa właścicielka śpiewająco obroniła w niej dyplom. Gratuluję!

foto: Miasto Alternatywne
na zdjęciu: Pati z FangMe w sukience Lady Carotta, która wisiała na wieszaku z rzeczami do wymiany/sprzedaży

foto: Pin-up Project
na zdjęciu: Ewelina z Pin-up Project w niegdyś mojej sukience

Koniec części wystawienniczej oczywiście nie oznacza, że nic więcej się nie działo! Grzesiek z Pin-up Project robił zdjęcia, za co należą mu się ogromne podziękowania. Autorką pozostałych fotografii, które tu widzicie jest Asia z Miasta Alternatywnego (ukłon). Nina Holy, która jak zwykle wyglądała olśniewająco, dołączyła do nas popołudniu. Doradzała w wyborze fasonów i rozmiarów, pokazywała jak nosić pasy do pończoch, uczyła zakładać turbany, a przede wszystkim tryskała pozytywnym nastawieniem.

foto: Miasto Alternatywne
na zdjęciu od lewej: Asia i Ola z Miasta Alternatywnego, Nina Holy i ja

Być może miała na to wpływ absolutnie przepyszna kawa, która parzyła dla nas Paulina. Przytargała na własnych plecach tonę sprzętu; młynki, dripy, cudowne mieszanki kawy i co chwile serwowała nam coś innego.

foto: Pin-up Project
na zdjęciu: Paulina - najlepsza baristka świata w sukience Brit Style

Nie samą kawą jednak człowiek żyje, można więc było spróbować smakołyków przyniesionych przez uczestniczki. Przepyszne cynamonowe bułeczki, tort bezowy, sałatki i wszelkie inne dobro skutecznie zabezpieczyło nas przed głodem.


Na koniec zostawiłam sobie najważniejsze, czyli Was. Ogromnie się cieszę, że byliście, mam wrażenie, że podobało się Wam niemal tak samo bardzo jak mnie. Cudowna atmosfera zaangażowania przemieszanego z chaosem (przez pierwsze dwie godziny pojawiło się chyba ze 40 osób!), rozmowy o stylach, szukanie idealnych krojów, odkrywanie nowości. Patrzyłam na was, a serce rosło. Dziękuję! 

foto: Miasto Alternatywne
na zdjęciu od lewej: ja, Masza Szyje i Lilly diVine

Pomysł na jesienną edycję już powoli mi się rysuje w głowie. Już z kilkoma osobami został skonsultowany i zaaprobowany więc szykujcie się! 

2 komentarze:

  1. W takim chwilach żałuję, że nie mieszkam w Warszawie! Ale na szczęście należę do tych osób, które lubią kupować przez Internet, więc chociaż tyle :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybierz się kiedyś do nas na żywo, okazja do poznania fajnych ludzi jest co najmniej tak samo ważnym powodem do robienia takich eventów, jak okazja do przymierzania ciuchów. :)

      Usuń