wtorek, 23 kwietnia 2013

Po Pin up & Burlesque Party vol. 2

Kiedy tylko pojawiły się informacje o terminie tegorocznej edycji Pin up & Burlesque Party – zakreśliłam datę w kalendarzu. Jakiś czas później przeczytałam o pomyśle Metamorfoz, do których od razu się zgłosiłam. No dobrze, prawda jest taka, że nie od razu. Długo się nad tym zastanawiałam, zgłosiłam dość późno, ale siedziało mi to w głowie. Pomysł był świetny – wybrane dziewczyny zostaną wystylizowane, uczesane, umalowane, będą miały sesję zdjęciową, a na koniec wystąpią w pokazie mody partnera imprezy – firmy Pretty Girl. Później było już tylko oczekiwanie, przygotowania do wyjazdu, umawianie towarzyszek do wesołego samochodu.


Kiedy nadeszło południe soboty, 13 kwietnia, wsiadłyśmy w samochód i ruszyłyśmy. 

Wyobraźcie to sobie, cztery dziewczyny jadące na imprezę pin upową. Rozkręcałyśmy się może powoli (tzn. towarzyszki podróży spały, ja prowadziłam), ale kiedy już zaczęłyśmy... to okazało się, że jesteśmy na miejscu! Godzina dziesięć, tyle dokładnie zajął nam dojazd od drzwi w Warszawie do drzwi hostelu w Łodzi. Szybciej niż jadę w korkach do pracy czasami. Tak więc, niech nikt mi nie mówi, że to inne miasto, więc daleko i to jest powód by nie jechać. Ale to tylko uwaga na przyszłość.

O godz. 17.00 weszłam do klubu Dekompresja, w którym wszystko miało się dziać. Atmosfera już była podgrzana, przygotowania w toku, organizatorki z telefonami przy uszach biegały od garderoby na scenę, ze sceny na plan zdjęciowy, a stamtąd znów do garderoby. Widać było, że do ogarnięcia jest sporo, ale czemu się tu dziwić. Trzy performerki, 6 uczestniczek Metamorfoz, dwie zaproszone patronki pokazu mody, zespół, fotografowie, ekipa wizażowo – fryzjerska, obsługa techniczna. Mówić dalej?

foto: Konrad Gawrysiak

Szybko udało mi się wybrać sukienkę, którą miałam założyć na pokaz. Chwilę później usiadłam na fotelu fryzjerskim.

foto: Konrad Gawrysiak

Następnie przeszłam do wizażu. Malowała mnie niezastąpiona Nina Andrzejewska z sdvmakeup (zostałam jej wielką fanką).

foto: Foto Arkadia

Kiedy byłam gotowa trafiłam na plan zdjęciowy. Niestety, czasu nie było zbyt wiele, ciągle też jeszcze nie wiem, jakie będą tego efekty. Muszę przyznać, że choć współpraca z Niną Holy i Rockagirl była bardzo interesująca, to jednak również stresująca. Limit czasowy, niesprawdzony strój, fotograf, którego poznałam chwilkę wcześniej. Cieszę się, że miałam okazję tak „popracować”, wiem już, że nie jestem na to gotowa. Dotąd zawsze na sesji miałam czas by się rozluźnić, złapać porozumienie z fotografem, puścić wodze fantazji. To jednak dla mnie ciekawe doświadczenie i wiedza na przyszłość. Muszę potrenować i w takich warunkach!

foto: Wostok Photography
Od lewej Nina Holy i Rockagirl

Czasu na próbę pokazu miałyśmy niewiele, okazało się, że aby wyrobić się ze wszystkim bez stresu, zacząć powinnyśmy chyba koło 8.00 rano, a tutaj już pierwsi ludzie wchodzili do dolnej części klubu. Potem poszło już szybko. Oficjalne rozpoczęcie imprezy, pierwsze wystąpienia performerek burleski, oglądane od tyłu, a zaraz potem my! Pokaz sukienek nie wzbudził chyba wielkich emocji, doszły mnie później głosy, że był za krótki. Biorąc pod uwagę jak niewiele jest z niego zdjęć, to chyba prawda, którą trzeba będzie wziąć pod uwagę w przyszłym roku.

foto: Foto Arkadia
Jedno z niewielu zdjęć, na których się znalazłam.
W trakcie próby, pokazuję coś stojąc po prawej stronie.
foto: Wostok Photography
foto: Wojciech Lewiński
Jedyne moje zdjęcie z pokazu,
sukienka była w rzeczywistości o wiele ładniejsza!

W tym jednak momencie skończyła się dla mnie pierwsza część imprezy. Przebrałam się w swoje ciuchy i przeszłam zza sceny - przed nią. Wmieszałam się w tłum i dalej bawiłam, jak wszyscy inni.


foto: Wostok Photography

Jak to wyglądało dla mnie, od tej drugiej strony? Burleskowe fireshow Loli deVille było oszałamiające. Stałam oczarowana, nie mogłam oderwać oczy, a w pewnym momencie zrozumiałam, co miała na myśli artystka mówiąc w garderobie, że tym razem ma lepsze pończochy, bo poprzednio okazało się, że nylon zbyt się pali!

foto: Nosferat Factory
foto: Wojciech Lewiński

O tym, że jestem fanką Betty Q wiedzą tutaj już chyba wszyscy, co tu dużo mówić, jest świetna! Perfekcyjna w każdym calu, piękna, z dystansem do siebie i dowcipem kiedy trzeba. Betty to marka sama w sobie.

foto: Rafał Wójcik
foto: Rafał Wójcik

Red Juliett również zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Widziałam ją wcześniej raz, podczas występu w Klubie Komediowym Chłodna, pokazywała wtedy swój karciany numer. Burleskową drogę dopiero zaczyna, ale wróżę jej świetlaną przyszłość. No i umówmy się, ma absolutnie zjawiskowe plecy (nie żeby reszta odbiegała od poziomu, ale obejrzyjcie ją kiedyś na żywo, to będziecie wiedzieli co mam na myśli).

foto: Rafał Wójcik
foto: Wojciech Lewiński

No i zespół. Monkey & The Baboons. Pozamiatali. Świetna muzyka, wokalistka z cudownym głosem, nogi aż same rwały się do tańca.

foto: Nosferat Factory
foto: Foto Arkadia
foto: Wostok Photography
foto: Foto Arkadia

Muszę jednak przyznać, że przed końcem koncertu zaczęłam się czuć zmęczona. Usiadłyśmy wtedy z koleżankami, rozejrzałyśmy się po dolnej sali i zaczęłyśmy rozmawiać. Że mało ludzi, za dużo pustej przestrzeni, że piwo w plastikowych kubkach (mnie nie przeszkadzało, piłam drinki), że brakuje wystawców. Rozejrzałam się po sali. Być może to zmęczenie spowodowane długim dniem, może podirytowanie niedociągnięciami i zbyt wysokimi oczekiwaniami, które nie zostały spełnione, ale widać było, że część uczestników porzuciło już wtedy dobrą zabawę na rzecz narzekania i skupiania się na tym, co mogło być lepiej. Ale wiecie co?

foto: Wojciech Lewiński
Moje pasażerki

Podniosłam się wtedy, wpadłam na znajome, których się nie spodziewałam spotkać. Zaczęłyśmy rozmawiać, po chwili dołączył do nas ktoś jeszcze, a kiedy poszłam do baru, sama zaczepiłam pewną blogerkę, którą poznałam po spódnicy, którą uszyła niedługo wcześniej. I zdałam sobie sprawę, że są dwie możliwości. Albo będę się dobrze bawić, a w końcu po to przyjechałam, albo usiądę nadąsana i będę skupiać się wyłącznie na tym, co mogłoby być lepiej.

Chwilę później wraz z Red Juliett i moimi pasażerkami z wesołego samochodu zaczęłyśmy tańczyć, parkiet szybko się wypełnił, energia znów biła z ludzi, a ja miałam ochotę rozmawiać z nieznajomymi tylko dlatego, że są świetnie ubrani albo świetnie grają na basie. Albo z dziewczyną, która specjalnie na tę imprezę przyjechała z Ukrainy!

Nie twierdzę, że impreza była bez wad. Zdecydowanie fajniej byłoby, gdyby miejsce było bardziej klimatyczne, gdyby były stoiska z retro ubraniami, czy gdyby konferansjer lepiej sobie radził. Jestem jednak przekonana, że Vintage Girl i Ina von Black dokładnie słuchają wszystkich uwag i poprawią za rok to, co da się zrobić lepiej. A to, czego nie przeskoczą, zrobią na tyle dobrze, na ile to możliwe.

Mam ogromną nadzieję, że Pin up & Burlesque Party na stałe wejdzie do mojego kalendarza, a każdego roku impreza będzie jeszcze fajniejsza. Dostałam bowiem to, czego chciałam. Ogromną dawkę pozytywnej energii, okazję do poznania ludzi, o podobnych do mnie zainteresowaniach, mnóstwo dobrej muzyki, pięknych strojów i świetnej zabawy. Dzięki dziewczyny, wykonałyście kawał świetnej roboty!

10 komentarzy:

  1. Hm... Jestem jednym z fotografów obecnych na imprezie, robiłam fotorelacje dla portalu Dzień Dobry Łódź (DDLodz.pl). Jeśli mogę się odrobinę wytłumaczyć - rzeczywiście zdjęć z pokazów jest niewiele. Ja np nie publikowałam swoich bo zwyczajnie mi nie wyszły, czego żałuję. Jak dla mnie tempo było zbyt szalone. Nie zdążyłam jeszcze pstryknąć, a modelka już uciekała z kadru. :) Warto o tym pomyśleć w przyszłości. Mniej biegania, więcej pozowania. ;)

    Pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem co będzie się działo w przyszłym roku ale ja z pewnością zapamiętam twoją uwagę. A nóż kiedyś będę jeszcze miała okazję wziąć w czymś takim udział. :)

      Usuń
  2. Dziękuję za relację z imprezy. Bardzo dziękuję, że przyjechałaś do nas i się bawiłaś, pomimo zmęczenia i długich przygotowań do metamorfoz. Jeśli chodzi o pozowanie, to jestem pewna, że doskonale sobie poradziłaś :)
    Z uwagą słuchamy wszelkich głosów, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych i wyciągamy wnioski na przyszłość. Niestety nie na wszystko mamy wpływ - np. stoiska alternatywnych marek odzieżowych to świetny pomysł, którego niestety nie udało się zrealizować, bo zabrakło chęci z ich strony. I tak bywa. Wybór klubu, to też najczęściej kompromis, pomiędzy chęciami a możliwościami finansowymi. Ale to co możemy, postaramy się zmienić na lepsze!
    Jeszcze raz dziękuję, za ten wpis i mam nadzieję, że spotkamy się na kolejnym Pin Up & Burlesque Party.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja dziękuję, że zorganizowałyście i zaprosiłyście mnie na tak zacną imprezę! Co do stoisk - mam nadzieję, że marki odzieżowe w przyszłym roku zrozumieją swój błąd, zobaczą rangę imprezy i same będą chciały przyjść. :) Ja w każdym razie będę na pewno.

      Usuń
  3. Bardzo ciekawe! Musiało być fajnie i klimatycznie...:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz co jest najlepsze - że byłam tam i Cię nie poznałam, mimo że wcześniej odwiedzałam Twojego bloga i mniej więcej Cię kojarzyłam ;) Nie wiem, jak to jest możliwe - w sumie sporo ludzi było, więc...

    A zabawa na after była super - dawno tak się nie wyskakałam (no bo tańcem trudno to nazwać :P)

    Mam nadzieję, że na kolejnej imprezie będzie dane nam się spotkać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też cię nie odnalazłam wśród uczestników! A niby też przecież z bloga już Cię znam. Jesteś na którymś zdjęciu? Pewnie jak mi pokażesz, jak wyglądałaś, to pacnę się w czoło, że cię widziałam i nie skojarzyłam.

      Mam nadzieję, że nadrobimy przy najbliższej okazji. :)

      Usuń
    2. Jestem (niestety, chciałoby się rzec ;)
      Czarna sukienka w drobne białe groszki, fascynator i czerwone czółenka.

      Aha - przypomniało mi się, że kojarzę Twoją koleżankę w jasnej łososiowej sukience - robiła sobie zdjęcia tuż przede mną w kąciku fotograficznym :)

      Usuń
    3. Znalazłam Cię na zdjęciu Pin-up Project. Nie wiem jakim cudem udało nam się nie spotkać. Następnym razem koniecznie!

      Usuń